Grażyna Barszczewska
Miłość na dwa faksy "Zazdrość"
      

zazdrosc_bar.jpg (10191 bytes)

Fot. Paweł Topolski

barszczewska_g.jpg (22151 bytes)

Grażyna Barszczewska o "Zazdrości"

Sztuka Esther Vilar Zazdrość, której premiera odbędzie się dziś w tarnowskim Teatrze im. Ludwika Solskiego, opowiada historię trzech kobiet. One trzy - on jeden. Miłość, przyjaźń, zazdrość, ból, zraniona duma to tematy, które na reżyserski warsztat wzięła Grażyna Barszczewska. Ale to także opowieść o niepozbawionej perwersji grze, z której wynika, że zazdrość może silniej angażować niż miłość.

- Już dziś na tarnowskiej scenie premiera Zazdrości w Pani reżyserii. Czyżby zmęczenie aktorstwem skłoniło Panią do nowej profesji?

- Nie, ale zapewne jest to z mojej strony akt odwagi. Choć muszę przyznać, że wcześniej "maczałam palce" w tej profesji, ale nie podpisywałam się na afiszu. Reżyserowałam też moje jednoosobowe przedstawienia. Uznałam więc, że skoro umiem porozumiewać się z aktorami, to czemu nie spróbować. Poza tym reżyserowanie to wielkie doświadczenie dla aktora. Wreszcie można zrozumieć, jak reżyser nas analizuje, czego od nas oczekuje. No i wreszcie powód najważniejszy: to jest świetny tekst, to solo na trzy głosy, sztuka aktorska, a zarazem dająca możliwość uzyskania polifonii teatralnej.

- Bohaterki sztuk Esther Vilar to najczęściej kobiety silne, nieprzeciętne, jak choćby

Elżbieta z Królowej i Szekspira. Czy Helen, Yana i Iris z Zazdrości to także kobiety wyjątkowe?

- Rzeczywiście, bohaterki Esther Vilar są silnymi osobowościami, prezentującymi bardzo określone postawy, świadomymi swoich racji. W Zazdrości każda z kobiet jest inna, ale mają wspólny mianownik: choć są pozornie niepokonane, to jednak potrafią żebrać o miłość. I to jest cała prawda o nas. Zresztą nie tylko o kobietach. Ta sztuka jest opowieścią o ludzkich emocjach, które rodzą się, gdy w grę wchodzi miłość.

- Czy tytułowa zazdrość dotyczy wyłącznie sfery męsko-damskich uczuć?

- Nie tylko, ale - co najistotniejsze - jest elementem budującym. To nie jest zazdrość z pierwszych stron kolorowych pism, choć atrakcyjność fabuły: one trzy - on jeden mogłaby na to wskazywać. Vilar te relacje ujmuje w sposób bardzo wyrafinowany. Helen - 50-letnia prawniczka, wiodąca zamożne i szczęśliwe życie, dostaje pewnego dnia faks od Yany, 40-letniej architektki, w którym ta informuje Helen, że ma romans z jej mężem. W tym momencie rozpoczyna się dramatyczna, pełna wyrafinowanej złośliwości, rozmowa na dwa faksy. Z czasem dołącza do nich Iris, studentka hinduizmu. Kobiety prowadzą ze sobą grę, walczą o ukochanego, kochają, nienawidzą, wpadają w dołki psychiczne, w rozpacz i miłosną euforię. A cała ta opowieść ma bardzo zabawne opakowanie, dowcip, humor, który staramy się wydobywać. Obok pytania o miłość stawiam w tym przedstawieniu także pytanie o przyjaźń między kobietami - rywalkami. Czy ona jest możliwa?

- I jak brzmi odpowiedź?

- Tak. Mam na to również dowody z życia wzięte. Ale w spektaklu nie stawiam kropki. Pozostawiam ją widzom.

- W tym przedstawieniu zobaczymy Panią w podwójnej roli: reżyserki i aktorki, grającej gościnnie jedną z bohaterek...

- Nawet w potrójnej, bo odważyłam się przygotować opracowanie muzyczne. Wykorzystałam w tym wypadku moją wiedzę i wrażliwość muzyczną. Tak jak ten spektakl jest o emocjach, tak i ta muzyka jest muzyką emocji.

- A Pani jest kobietą emocjonalną?

- Emocje są bardzo ważne. Samym intelektem i chłodną kalkulacją nie opowiemy całej prawdy o człowieku.

W przedstawieniu występują: Grażyna Barszczewska/ Jolanta Januszówna, Anna Lenczewska, Katarzyna Galica.